Gruzja – Swanetia 2022
Trekking w Swanetii jest o tyle wyjątkowy, że oprócz przepięknych widoków jest jeszcze pyszne jedzenie i wino. Turystów w górach Kaukazu jest bardzo mało, a i tak najwięcej z Polski. Niektóre wsie położone są naprawdę na końcu świata, ale Internet jest dosłownie wszędzie.
Na początek pyszne gruzińskie jedzonko – chaczapuri, kubdari, sery z naturalnego mleka i inne rzeczy, których nazw nawet nie pamiętam, mniam, mniam 🙂 O dziwo, w Swanetii chinkali nie podali nam ani razu. Wino było takie sobie, ale po całym dniu chodzenia niczym się nie pogardzi. Dodatkowo w większości wiosek była zawsze możliwość zakupu jakiegoś zimnego piwka.
KUTAISI
W Kutaisi jesteśmy tylko kilka godzin. Idziemy na rynek kupić coś do zjedzenia, herbatę i przyprawy.
ZAPORA ENGURI
W drodze do Swanetii zatrzymujemy się przy zaporze Enguri. Powstała w 1984 roku i była wówczas najwyższą zaporą wodną na świecie. Przy zaporze działa system elektrowni wodnych. Wieczorem dojeżdżamy do Etseri.
Z ETSERI DO MAZERI – 15 km
W Etzeri śpimy w Hanmer Guest House, który szczerze polecam. Pan właściciel jest obcokrajowcem, który objechał pół świata i ostatecznie osiadł w Gruzji. Możemy porozmawiać tam po angielsku, a do tego zjeść pyszną kolację i śniadanie. Jest czysto, smacznie i przyjemnie.
Trasa z Etseri do Mazeri nie jest trudna, ani męcząca. Najwyższy punkt jaki tego dnia zdobywamy, to przełęcz Bak Pass na wysokości 2416 m.n.p.m. Przy dobrej pogodzie jest to bardzo dobry punkt widokowy na Ushbę.
Z MAZERI DO MESTII – 20 km
Tym razem wchodzimy na przełęcz Gul Pass aż na wysokość 2954 m.n.p.m. Trochę napocić się trzeba, ale widoki odpłacają. W Mestii za drobną opłatą można wejść na dach jednej z wież i podziwiać okolicę. Tylko uwaga, dach prawie się wali.
Z Mestii do Cholashi – 14 km
W Mestii idziemy do Narodowego Muzeum Gruzji. Muzeum zostało odnowione w 2013 roku i prezentuje się na wzór iście europejski.
Z Cholashi do Adishi – 12 km
Była to pierwsza i jedyna górska trasa, przy której stał bar, w którym można było napić się zimnego piwa lub gruzińskiej lemoniady. Oczywiście skorzystaliśmy z tej możliwości. W drodze jest wiele miejsc, gdy na wyciągnięcie ręki mamy stożkowy szczyt Tetnuldi (4858 m.p.n.m.). Dochodzimy wreszcie do Adishi. To pierwsza wieś, do której dociera się i wydaje się człowiekowi, że jest już na końcu świata. We wsi mieszka tylko kilkadziesiąt osób, a co drugi dom to guest house. Wieś położona jest na wysokości 2040 m.n.p.m., czyli całkiem wysoko. Ponad dachami domów widać znowu szczyt Tetnuldi.
Z Adishi do Iprari – 17 km
Szlak z Adishi do Iprari jest przepiękny widokowo. Mija się dwa lodowce. W drodze trzeba przeprawić się przez rwącą rzekę. W tym celu wynajmujemy konie i przejeżdżamy na nich przez potok. Konie są już tak wyuczone, że dobrze wiedzą, iż mają przejść na drugą stronę i wrócić po kolejnego jeźdźca.
Najwyższy punkt tego dnia to Chkhutnieri Pass 2721 m.n.p.m. To właśnie stamtąd rozpościera się przepiękny widok na dolinę, wszystkie otaczające szczyty i lodowce.
Z Iprari do Ushguli – 12 km
Z samego rana wspinamy się najpierw do Lagurki, cerkwi Św. Kwiryka i Julity. Dalej łatwym szlakiem przez pagórki docieramy do usłanego wieżami Ushguli. Jest to tak naprawdę 5 niewielkich osach położonych obok siebie, na wysokości 2100 m.n.p.m., które wpisane są na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Ushguli jest najwyżej położoną wioską w Europie, która jest zamieszkiwana przez ludzi przez cały rok.
Ushguli i Lodowiec Szchary
Ten dzień jest to teoretycznie dzień odpoczynku. Szkoda jednak czasu na lenistwo, więc z rana idziemy najpierw do zamku królowej Tamary. Droga na skróty to wąska ścieżka po pionowej ścianie. Idziemy powoli i co krok zsuwamy się na dół. Mija nas dwóch panów w kaloszach, z siekierą i siatką. Oni nie mają żadnych problemów żeby tam wejść. Z zamku rozpościera się widok na Ushguli, a w oddali widać lodowiec Szchary, do którego po południu jedziemy na pace terenowego samochodu (można tam dojechać także na koniu – ok. 2h, odległość 10 km). Autem podjeżdżamy pod bar, a następnie jeszcze ok. 40 minut idziemy w górę aż do samego lodowca, spod którego wypływa rwąca rzeka.
W Ushguli jest kilka restauracji, małe sklepiki, galerie, a nawet kino.
Z Ushguli do Chvelpi – 22 km
To najdłuższy odcinek całego trekkingu i to z dużym przewyższeniem, zwłaszcza przy zejściu (1200 metrów). Razem z nami w drogę rusza piesek. Na początku dopisuje nam piękna pogoda, lecz kiedy docieramy wreszcie na Latpari Pass (2830 m.n.p.m.), to robi się zimno i wszystko jest w chmurach. Z biegiem czasu jak schodzimy w kierunku Chvelpi pogoda się polepsza i znowu wychodzi słońce. Na samym dole nie ma tak naprawdę nic. Na szczęście jest trzech panów, do których dołącza pies, który przeszedł z nami całą trasę, a na nas czeka autobus, który zawiezie nas na zimne piwo…
Ostatnia atrakcja wieczoru, nagroda za przejście ostatniej części trekkingu, to ponad godzinny występ męskiego chóru. A po koncercie oczywiście poczęstunek czaczą i winem.
Batumi
W moim przekonaniu Batumi to relikt socjalizmu. Wszędzie na ulicach pełno Rosjan. Wszystko naprawdę kiczowate, gwar, hałas, błyskające światła, automaty do gier. Plaża brzydka i kamienista. Jedyne co warto zobaczyć, to ogród botaniczny (można podjechać marszrutką za jakieś grosze) oraz wieczorny pokaz tańczących fontann.
Swanetia jest bardzo biednym regionem, lecz ludzie są sympatyczni i przyjaźni. Każdego wieczora stoły były zastawione potrawami po same brzegi, bo taki jest u nich zwyczaj. Uwielbiam Gruzję za pyszne jedzenie i piękne górskie widoki.